środa, 2 stycznia 2013

Postanowienia chcenia.




Nigdy nie byłam fanką noworocznych postanowień, bo wiedziałam, że skończą się one tak jak postanowienia nowoszkolne.
Czyli: od 1 września będę odrabiać lekcje zaraz po powrocie ze szkoły,
będę ładnie notować,
nosić wszystkie podręczniki i zeszyty,
zakreślać/podkreślać/nadkreślać istotne informacje
i co nawjażniejsze: będę się uczyć systematycznie.
Kończyło się to zwykle już w okolicach października kiedy lądowałam z jednym zeszytem do wszystkiego na korkach z matmy, bo znowu groziła mi jedynka, a jedyne co było zakreślone to moje esy floresy na bokach książek.
Słomiany zapał jak nic.
Chce, chce, potem moment, w którym myślę, że już osiągnęłam najwyższy moment mojego 'chcenia',  więc wewnętrzne sumienie zaspokojone i od razu następnego dnia uroczyście celebruję lenistwo.Eh..
Jednak w tym roku, ze względu na to, że poł 2013 spędzę w USA, a pół w Polandii, co nie zdarza się często, postawnowiłam coś postanowić. 
Na pierwszy ogień idzie: 365 project.
Chodzi o robienie jednego zdjęcia dziennie przez cały rok.
Co się na nim znajdzie jest kwestą indywidualną.
My, zwierzaki, krajobrazy, czyności czy miejsca.
Myślę, że będzie to ciekawostka, co z tych wszystkich zdjęć wyjdzie na końcu roku :)
Zwłaszcza, że jak pisałam wyżej każde pół roku spędzę na innym kontynencie.
Od razu uprzedzam, że na na bloga nie będę wrzucać zdjęć pojedynczo, tylko co tydzień.




Następnie zaczynam od ruszenia leniwego cielska.
Jak mam zwiedzać to biegam jak z motorkiem, ale jak mam wolne to jestem couch potato.


Teraz wymówki się skończyły, bo dostałam na święta 3 miesięczny karnet na siłownię i mam jeszcze do wykorzystania też 3 miesięczny karnet na zumbę.
Więc wściskam się w dres i zaczynam.
Bo od patrzenia na drzwi siłowni jeszcze nikt nie nabrał kondycji.



Kolejną rzeczą jest oszczędzanie, które już zaczęłam  jakiś czas temu.
I o dziwo nawet jakoś mi to idzie.
Travel month i road trip zbliża się wielkimi krokami, a za coś trzeba pojechać.
Dlatego założyłam sobie w banku specjalne konto FOR TRIP, na które co miesiąc przelewa się pewna kwota z mojego głównego rachunku.
Plus jeśli tylko widzę, że mam za dużo na głównym, to od razu przerzucam na FOR TRIP.
Na mieście jem tylko w weekendy, kawki w Starbucksie tylko w towarzystwie.
Przyhamowałam z wszelkiego rodzaju zakupami przekonując sama siebie, że za 5 miesięcy muszę zmieścić swój cały pokój tylko dwóch walizkach.
Na dodatek z limitem wagowym.



Cele podóżnicze niestety w tym roku  zostaną trochę ograniczone.
Po powrocie do Polski czeka mnie dużo zmian i przede  wszystkim chcę  się nacieszyć familią po tych dwóch latach.
Pieniądze też przestaną wpływać w dolarach.
Ale jeżeli miałabym wybrać jedno miejsce to chciałabym pojechać choć na chwilę do Norwegii zobaczyć zorzę polarną.
O tego właśnie bym sobie życzyła.
 

Mam jeszcze parę osobistych postanowień, które zdecydowanie będą wymagały duuużo samozapracia i kontroli z mojej strony.
Ale myślę, że małymi kroczkami się uda.

Jeszcze raz życzę wszystkim: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO YORKU!!! :)









5 komentarzy:

  1. Nie pozostało nic innego, jak życzyć, abyś wytrwała w swoich postanowieniach i spełniła kolejne marzenia! Ten projekt 365 brzmi całkiem ciekawie. Może uda mi się zrobić coś takiego w przyszłym roku, bo teraz już jeden dzień mi odpadł!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super Blog! czytam od paru dni, i zapunktowalas u mnie. jestem fanka! :) spelniania sie w zyciu zycze i mniej wypadkow.
    Jarzebina

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę Cię martwić, jak leciałam do Stanów (sierpień 2009) to przysługiwały mi dwie walizki, a jak wracałam (czerwiec 2010) to już miałam tylko jedną w cenie biletu i za drugą musiałam dopłacić $50.

    OdpowiedzUsuń
  4. oo to i tak mało - teraz w Lufthansie jest 100$ :/

    OdpowiedzUsuń